Mowa Ewy Sanko Orłowskiej wygłoszona dla grupy Ukryta lampa 24.04.2021

Spodziewałam się nieznajomych twarzy. A widzę dużo  twarzy, które znam, co jest bardzo przyjemne, ale też onieśmielające. To na czym chciałam się skupić dziś, to energia kobiet i kobiecy kierunek, a widzę, że są też mężczyźni i teraz trochę kombinuję jak to zrobić, żebyście nie czuli się wykluczeni. Niektórzy pokazują, że ich nie ma. Nie wiem, co to znaczy. Przyjmuję, że wszystko jest w porządku przynajmniej tak to zrozumiałam.

Od razu powiem,  choć i tak jest tu wiele osób, z którymi się znamy i które to wiedzą, że ja na co dzień nie praktykuję koanów, tylko właśnie zen Soto. Stąd to zaproszenie dla mnie jest takie na wyrost albo może niekoniecznie oczywiste. Ale ja jestem bardzo zainteresowana  koanami. One się dla mnie się łączą z budzeniem, z energią i zatrzymaniem. I właśnie o zatrzymaniu bym chciała mówić, o puszczaniu, o kobietach, bo właśnie ta część bardzo mnie interesuje – kobiety i  kobiety w praktyce medytacyjnej. Myślę właśnie o koanach jako o momencie zatrzymania, a potem jako o fontannie życia, kiedy wystrzeliwuje energia tak jak właśnie pojawia się życie , gdy  się rodzimy, jak się człowiek rodzi tak jak woda z fontanny wyskakuje i rodzi się świadomość. Bo my rodzimy się ze świadomością. Najpierw raczkującą, nie wiadomo jaką, nieoczywistą, a potem właśnie jesteśmy w tym miejscu jak teraz, kiedy mamy naszą przytomną świadomość  i pracujemy z nią w medytacji. Dla mnie praktyka to jest zawsze, choćby nie wiem co, zawsze, ciągle i wciąż to pytanie “kim jestem?” w różnych odsłonach – czym jest moje życie? Po co żyję? Co zrobię?  i ciągłe zawracanie do niego.  Myślę, że właśnie  ten czas covidowy jest momentem, kiedy także dla osób, które nie zetknęły się wcześniej z praktyką, to pytanie się w naturalny sposób wyłania i jakoś męczy. Szukamy tej odpowiedzi “kim jesteśmy?” i tak mi się to układa, że jak już wiesz, kim jesteś, to potem możesz być nikim. 

Ważna jest ta pierwsza część. Może najpierw jesteśmy tymi różnymi określeniami, etykietami, celami, do których zmierzamy. Nieraz to przypomina wiszenie w górze na haczyku i przebieranie nogami, żeby właśnie być tam, gdzie się staramy, żeby być i może się okaże, że  możemy puścić, odnajdując jakieś odpowiedzi i opaść na poduszkę jako chaos. Badanie kim jesteśmy przypomina  badanie domu. Trochę tak jakbyśmy żyli w domu tylko na parterze. Kiedy zaczynamy się rozglądać dookoła , okazuje się, że ten dom  też ma piwnicę, może pierwsze piętro, ogród. Zapalamy tam światło,  patrzymy, co tam jest, może odkurzamy, może sprzątamy i urządzamy po swojemu.  Aż ten dom  staje się miejscem dostępnym do życia we wszystkich przestrzeniach , wtedy możemy już być nikim i zdecydować, że będziemy siedzieć w piwnicy albo udostępnimy innym ogród ze szwedzkim stołem  i zostaniemy tam gospodarzem. 

Myślę, że to co nas  hamuje, kiedy nas praktyka dotyka, to martwienie się.  Myślę, że się dużo martwimy. Martwimy się właśnie teraz – martwimy się, co będzie dalej, jak się ułoży czy będziemy zdrowi, czy ktoś inny będzie zdrowy. Może się martwimy, bo chcemy wprowadzić jakieś zmiany i  pytamy siebie, czy to kontynuować, czy raczej coś zmienić, czy może to jest właściwe, czy ja chcę być tutaj, czy może puszczę, a może wyjdę, czy mogę powiedzieć, że wychodzę, koniec, do widzenia.  A czemu mogę powiedzić “tak”, co wybieram?  Nie wiem jak wy z tym rezonujecie, ale ja w miarę lat praktyki zorientowałam się jak zaskakująco dużo  energii zabiera mi martwienie się. Jest takie martwienie się świadome i takie martwienie się rozszerzone.  W różnych momentach się wyłania jako podszewka rzeczy, do tego co się dzieje Więc myślę, że można powiedzieć,  że ta nasza droga medytacyjna to jest też właśnie odpuszczanie sobie i puszczanie tego martwienia.  To właśnie szczególnie łączy się z koanem, bo koan to też jest odpuszczanie. Praca z koanem  to puszczanie tego co myślę, co przypuszczam, tego co było dla mnie oczywiste, bo to nie działa właściwie. Ta pierwsza odpowiedź na ogół to nie jest to, ona nic nie zmienia, nic nie wnosi.

Myślę, że kobiety mają duży trening w odpuszczaniu. Może niekoniecznie właśnie świadomym, ale jednak w puszczaniu na przykład , kiedy kobieta rodzi dziecko albo gdy menstruuje. Takim puszczaniem może być  wybór – takie mocne miejsce, krawędź, na przykład, czy zajmę się dzieckiem czy będę kontynuować z tym, co jest dla mnie ważne, ale jest czymś innym niż dziecko czy rodzina. Co wybiorę i jak puszczę? Mamy poronienia, przekwitanie, Myślę, że to jest bardzo ciekawe, że kobiety mają dużo takich momentów w życiu do puszczenia.  To jest dobra wiadomość – jeżeli możemy te doświadczenia objąć świadomością, być z nimi i wykorzystać ich energię. Jak są dzieci, to potem one odchodzą i to  też jest t puszczanie ich  do samodzielności i wolności. Jakoś tak jest, że prawdopodobnie mężczyźni też to przeżywają, ale biologia jest  mocno obecna szczególnie w naszym kobiecym życiu.

 Druga rzecz jest taka, że z powodu  macierzyństwa, mamy dopaminę oraz tak dużo predyspozycji i okablowania neurobiologicznego, żeby być w grupie. Dla kobiet więzi są  bardzo ważne.  I to porusza mnie to w czasie   pandemii. Niedawno słyszałam o badaniach w Stanach, że 61% ludzi powiedziało, że doświadcza samotności, cierpi z powodu w samotności, z czego 70% tej grupy to są millenialsi, czyli dosyć młodzi ludzie. Nie chodzi o taką samotność rozumianą jako  brak  przyjaciół czy jakiegoś grona, ale jako sytuację, kiedy nie mam komu powiedzieć o tym co się ze mną dzieje danego dnia , a zatem co dopiero mówić o pomocy czy zwracaniu się do kogoś w trudnej chwili. Z drugiej strony mówi się też że to właśnie kobiety są dobre w takim nie rywalizacyjnym środowisku.  Kobiety usuwają się ze  środowisk rywalizacyjnych, takich, w których jest dużo wyścigu. Są takie zawody, z których się usuwają,   nie dlatego, że nie potrafią ich wykonywać  , ale ze względu na toworzyszącą im rywalizację. Czują się  izolowane, samotne i  “wypadają”. To się tak mi układa, że świat teraz potrzebuje tego, co kobiety potrafią  wnosić, dlatego jestem bardzo poruszona, że w ogóle jest ta książka, że  jest taka okazja, że Małgosia to wydarzenie zorganizowała. Właśnie takie kawałki są wyspami, które dużo wnoszą do świadomości  wszystkich ludzi..

W naszym życiu jest  dużo stresu i ten stres  będzie, nie zanosi się, że będzie go mniej. Wprowadzę zatem  krótki wątek  dotyczący uważności. W stresie możemy chcieć uciekać albo reagować  agresją, stawać  do walki. Tak się często dzieje w polityce, wtedy podejmujemy słabe decyzje, bo są egoistyczne, patrzymy na świat wąsko, tylko tunelowa uwaga . Źle decydujemy o planecie , pobudzeni i działający w ten impulsywny i reaktywny sposób -. Wielkie znaczenia ma nasza praktyka medytacyjna i każdy z nas wnosi  ją do życia, tak żeby nie było mniej tej impulsywności. Jeśli każdy z nas pracuje z tym świadomie, to ma to dalej kolosalne znaczenie w relacjach  z innymi, rozprzestrzenia się i niesie się dalej .To jest ważne. A z drugiej strony, jest obecna ta kobieca energia. Może nie ulotna energia kobieca, ale bardziej predyspozycja neurologiczna do budowania relacji społecznych, do bycia w relacji i trzeba odwagi aby po nią sięgać. Wtedy podejmuje się decyzje inaczej, nie wąsko, ale patrząc szerzej, uwzględniając innych, tak że wyłania się “my” zamiast tylko “ja”. „My” nie jest w opozycji do „ja”. Od „ja” do „my” – JaMy.  Nie chodzi  teraz o to, żeby ustalić, co jest złe, a co  dobre, tylko zauważyć, że to  się wyłania, że  po prostu jesteśmy impulsywni, i jeżeli nie pracujemy ze świadomością, z naszą skłonnością do zauważania tego co nie takie, błędne, to działamy automatycznie i impulsywnie. Tak się łatwo dzieje, jeśli nie mamy takiego środowiska, w którym się wspieramy i inspirujemy nawzajem także do odwagi. Myślę, że ta grupa i to, co się tutaj w tym momencie dzieje,  jest piękne, ważne i strasznie potrzebne.  Mówi się, że aby poradzić sobie ze stresem, to najlepiej jest się wychylić do innych, poprosić o pomoc. Inny  jeszcze sposób, żeby poradzić sobie ze stresem, to zacząć dawać innym, w jakikolwiek sposób się zatroszczyć , może nawet dawać życzliwą myśl. To nie zawsze muszą być działania, dobra materialne, czy wielkie czyny.  Myślę, że teraz jest czas medytacji, czas zen, czas, kiedy  środowiska stawiające na współpracę, więzi, na to, co studiujemy   zajmując się praktyką medytacyjną czy praktyką buddyjską, są tym  czego świat potrzebuje. Stało się to  bardzo wyraźne, coś się zmienia na całe szczęście i także  praktyka medytacyjna  przestaje być  tak bardzo egzotyczna 

No ale martwimy się. Wracam do tego, o czym mówiłam,  co nas trzyma, blokuje, osłania, otacza mgłą. To jest martwienie się. Może przeczytam  taki tekst, który wpadł mi w ręce.  Nie jest to buddyjski tekst, ale poetycki:

Jennifer Eckert Bernau

“Odpuściła” 

Bez myśli czy słowa, odpuściła. 

Odpuściła strach. 

Porzuciła osądy. 

Pozbyła się zbiegowiska opinii, które kłębiło się wokół jej głowy i wewnętrznego komitetu niezdecydowania. 

Odpuściła wszystkie „właściwe” powody. 

Całkowicie i w pełni, bez wahania i zmartwień, po prostu odpuściła. Nie prosiła nikogo o radę. 

Nie przeczytała książki o tym, jak to zrobić. 

Po prostu odpuściła. 

Puściła wszystkie wspomnienia, które ją powstrzymywały. 

Pozbyła się całego niepokoju, który powstrzymywał ją przed pójściem  naprzód. 

Puściła planowanie i wszystkie obliczenia dotyczące tego, jak zrobić to  dobrze. 

Nie obiecała, że odpuści. 

Nie pisała o tym w dzienniku. 

Nie zapisała przewidywanej daty w swoim kalendarzu. Nie ogłosiła tego publicznie.

Nie sprawdziła prognozy pogody ani nie przeczytała swojego codziennego  horoskopu. 

Po prostu odpuściła. 

Nie analizowała, czy powinna odpuścić. 

Nie dzwoniła do swoich przyjaciół, by omówić tę sprawę. 

Nie wypowiedziała ani słowa. 

Po prostu puściła. 

Nikogo nie było w pobliżu, kiedy to się stało. Nie było oklasków ani  gratulacji. 

Nikt jej nie podziękował ani nie pochwalił. Nikt nic nie zauważył. Po prostu puściła niczym liść spadający z drzewa. 

Nie było żadnego wysiłku. Nie było walki. 

To nie było dobre. Nie było złe. 

To było właśnie takie i właśnie takie jest. 

W przestrzeni odpuszczania pozwoliła temu wszystkiemu być. Na jej twarzy pojawił się mały uśmiech. Owiał ją lekki wiatr. A słońce i księżyc świeciły na wieki. 

Oto ofiarowanie sobie daru odpuszczania… 

Jest tylko jeden guru – ty. (1)

Łatwo powiedzieć, ale warto. Nie wiem jak dla was, ale dla mnie to jest takie radosne, przejmujące, uwalniające. No właśnie  to jest ten moment, to odpuszczanie, wracając  do pierwszej metafory. Chodzimy po domu, otwieramy wszystkie pokoje, wszystko jest już jasne i możemy tam po prostu zamieszkiwać. Może się okazać, że ten nasz wybór to jest bycie małą myszką, która mieszka w spiżarni, a może jednak będziemy gospodarzami, którzy uczynią z tego domu gospodę. Każdy z nas ma jakieś predyspozycje i  możliwości. I myślę, że te wszystkie słowa kompletnie by nic nie znaczyły, gdyby nie to, że uprawiamy medytację, siedzimy na poduszkach, dlatego wiecie o czym ja mówię,  właściwie wiecie to poprzez swoje ciało. Tak bardzo jest przecież ograniczone nasze porozumiewanie się słowami. Tak to już jakoś jest. To jest ciekawe w sumie. Każde słowo jest interpretowane przez świadomość nadawcy i odbierającego.

Pomyślałam teraz jeszcze o jednej o rzeczy. Jak lgniemy do czegoś, jak się czegoś mocno trzymamy, to bywa nam trudno.  Gdy się dzisiaj szykowałam do tej mowy, przypomniała mi się taka sytuacja z mojej przeszłości bardzo dawno, relacja z moim ówczesnym partnerem. On miał  bardzo krytyczne patrzenie na to jak się zachowuję w różnych sytuacjach. “Ty to tak wszystko jakoś kolorujesz, tak żeby tylko było cacy, żeby tylko było okej”,. I był na to wściekły. Ja z kolei słysząc to czułam ogromny smutek, niezrozumienie, rozjechanie po prostu, takie porzucenie, panika, że to mnie zniszczy, że przestanę zaraz istnieć, „Ała moja autentyczność!”. No i właśnie się martwiłam, trzymałam to martwienie. On pewnie też się martwił, że coś wypieram, że to nie jest całość i trzymał to.  I każdy z nas był taki szczery w tym swoim postrzeganiu i trzymaniu bez puszczenia, zaciśnięte dłonie. To trzymanie może nas bardzo dużo kosztować.

Chcemy puszczać, ale też chcemy trzymać. Trzymamy nasz kierunek, trzymamy praktykę. Śpiewamy w naszej tradycji Cztery ślubowania. Pierwsze ślubowanie brzmi “czujące istoty są niezliczone, ślubuję je wszystkie wyzwolić”  Kiedy pojmujemy to dosłownie, to zaczynamy mieć zajęcie, zadanie dla siłaczki – takie męczące i wykańczające. Właśnie gdzieś tego dotyka koan dla mnie, niedosłowności , nie możemy tego brać dosłownie. Jeśli bierzemy to dosłownie, to nic dobrego z tego nie wyniknie. Ani dla nas ani dla innych. No właśnie to jest takie miejsce, które dotyka nas tak jak koan. Nie możemy dosłownie obcować z koanem. Właściwie to ślubowanie jest też koanem. Jak to zrobić?  Dla mnie to otwiera ciekawość i wdzięczność, że są takie sposoby otwierania przestrzeni jak koany i ja mam materiał do takiego koanu współczesnego, chcę wam to opowiedzieć, a potem może ktoś będzie miał jakieś pytanie czy komentarz.

Ostatnio wydarzyła się sytuacja tzw. Sofa Gate. Pewnie słyszeliście jak  Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, pojechała do Turcji miała spotkać Erdogana razem z Charlesem Michelem, czyli szefem Rady Europejskiej. Pojechali tam dyskutować z Erdoganem, który jest prezydentem Turcji, która akurat chyba miesiąc wcześniej  wystąpiła z konwencji stambulskiej, która dotyczy przemocy wobec kobiet. Wchodzą do pomieszczenia, żeby obradować i tak się jakoś składa,  to widać na filmach, że Erdogan i Michele idą przodem – widać dwa krzesła, oni walą do przodu i siadają na tych krzesłach. A Ursula stoi i mówi “Och!” Widzi, że nie ma krzesła dla niej. Jest sofa po lewej stronie i sofa po prawej. Wyobraź sobie taką sytuację, że wchodzisz tam, jesteś przy tym, może jesteś Ursulą,  widzisz całą tą sytuację i… wydychając wątpliwości, odzywasz się i  cała sytuacja się zmienia. Co mówisz? Co można powiedzieć? 

Dajcie sobie przestrzeń, jeśli ktoś ma ochotę coś powiedzieć od siebie. 

Pytanie: Trochę mnie ten koan zatrzymał i nie wiem, co powiedzieć. Natomiast chciałam wrócić do tej kwestii odpuszczania, puszczania. W tej chwili jestem w takiej sytuacji życiowej, że czuję że coś puszczam, jakiś temat. Przekonanie mi mówi “trzymaj się go, niech on będzie, ciągle, to zmartwienie, to zmartwienie, niech będzie przy tobie” i mam takie zamieszanie czy to jest puszczanie. Trochę może mówię niejasno, czy ja puszczam czy uciekam czy  wypieram? Czy ja puszczam tę trudną sytuację, żeby ona mnie nie pochłonęła, żeby się uwolnić czy ja jej unikam, bo nie chcę się z nią zmierzyć? I jest we mnie taka ciekawość i tak sobie myślę, że chciałabym znać odpowiedź, ale jej nie mam. No nie mam jasności. Co to jest – czy to jest puszczenie czy to jest ucieczka? Też nie wiesz co ja robię? 

Odpowiedź: A gdyby puścić to wszystko razem?  Obojętnie czy to jest to czy to jest to.

Pytanie: To by dopiero było puszczenie. Dziękuję. 

Pytanie: Ja tylko chciałem podziękować  za refleksje i za materiał do przemyśleń .A moja pierwsza  i taka momentalna reakcja na koan Sofa Gate to byłoby, żeby wszyscy usiedli na podłodze i to tyle. (Śmiech). Dziękuję.

 Pytanie: Ja chyba niechcący mam włączony mikrofon cały czas. To skoro tak wyszło, to Ewa chciałam powiedzieć, że bardzo się cieszę, że cię widzę – cześć! Bardzo się cieszę, że cię widzę. Nie wiem jak z tymi sofami, ale taka pierwsza myśl, która mi przyszła to po prostu usiadłabym na sofie. Sofy są wygodne.

Ewa:  Ona tak zrobiła, a Charles mów,  że od tej pory nie śpi spokojnie i wraca do tego każdej nocy. (Śmiech.)

Pytanie:Ja mam takie pytanie, ale nie wiem czy ten czas, który został to jest wystarczający na odpowiedź. No ale je zadam chociaż  krótko.To, co przyciągnęło mnie na to spotkanie to jest  fakt, że w mailu z informacją, że będzie twoja mowa dzisiaj,  był tam twój krótki biogram. Napisane było, że jesteś trenerką porozumienia bez przemocy. Strasznie się ucieszyłam, bo to jest taki nurt, z którym ja byłam związana bardzo długo. Tak intensywnie to jakieś 5 lat, potem to się zaczęło rozluźniać. Buddyzm zen zawsze był mi bliski i chociaż regularnie nie praktykuję, to czasem zdarza mi się pójść na jakieś zajęcia. Ćwiczę tai-chi od 11 lat. To są takie rejony, w których się obracam. A ostatnio  jest we mnie dużo  pytań, na które potrzebuję znaleźć odpowiedzi. Obracają się one wokół tematu potrzeb.  Czy jest jakaś sprzeczność  między takim podejściem, które proponuje porozumienie bez przemocy a buddyzm zen? Jak ty to łączysz? Ja jeszcze kiedyś nie widziałam takiej sprzeczności, a potem ona mi zaczęła doskwierać.  Jestem bardzo ciekawa tego, co możesz odpowiedzieć. 

Odpowiedź: Myślę że pewnie rzeczy jakoś mi się lepiej układają jak korzystam na przykład  z porozumienia bez przemocy, a potem je puszczam. Praktyka to jest puszczanie słów. Dużo pracujemy ze słowami, ale i z odczuciami, z ciałem. Nie chcąc wybierać, co jest wyżej, co jest niżej, ale praktyka obejmuje to wszystko, więc w pewnym sensie mogę powiedzieć, że  porozumienie bez przemocy nie jest ważne jak siadam na poduszce.  

Pytanie: Miło cię widzieć Ewo. Cieszę się, że dajesz umowę i że z Małgosią się jakoś w tej sprawie porozumiewacie. Ja się tylko chciałam odnieść do tego koanu, ponieważ temat  tej sofy mnie nurtował, dlatego, że się kiedyś zajmowałam protokołem dyplomatycznym i oczywiście pierwsze co mi wcześniej przyszło, że to było źle przygotowane, że pracownicy Unii Europejskiej nie wykonali  zadania, nie sprawdzili, jaka tam będzie sytuacja Natomiast dosłownie teraz przyszło,  że może najlepiej byłoby gdyby ona zauważywszy co się dzieje, odniosła się do tego, co się dzieje. Bo rozumiem, że przemilczała i dalej siedziała na tej sofie i dalej była ta niezręczna sytuacja i ten Michele podobno miał jakieś takie szklane oczy i udawał, że nie widzi co się dzieje. A z kolei to Erdogan  zapewne w duchu się cieszył, że tak rozegrał sytuację. No ale co ona mogła zrobić, Oczywiście jest to bardzo trudne od razu złapać dystans i zażartować, że chyba jakaś wpadka protokolarna nastąpiła i czy panowie  macie jakiś pomysł jak możemy tę sytuację rozwiązać. No to taki mam pomysł na to. Dzięki. 

Pytanie: Czy któryś z panów zechciałby mi ustąpić miejsca?

Pytanie: A nie lepiej po prostu poprosić o jeszcze jedno krzesło?

Pytanie: Zadziwia mnie jak komplikujemy to życie. 

Bądźcie zdrowi! Do widzenia!

(1)

Jennifer Eckert Bernau – SHE LET GO 

Without a thought or a word, she let go. 

She let go of fear. 

She let go of judgments. 

She let go of the confluence of opinions swarming around her head. She let go of the committee of indecision within her. 

She let go of all the ‘right’ reasons. 

Wholly and completely, without hesitation or worry, she just let go. She didn’t ask anyone for advice. 

She didn’t read a book on how to let go. 

She just let go. 

She let go of all the memories that held her back. 

She let go of all of the anxiety that kept her from moving forward. 

She let go of the planning and all of the calculations about how to do it  just right. 

She didn’t promise to let go. 

She didn’t journal about it. 

She didn’t write the projected date in her Day-Timer. 

She made no public announcement. 

She didn’t check the weather report or read her daily horoscope. She just let go. 

She didn’t analyze whether she should let go. 

She didn’t call her friends to discuss the matter.

She didn’t utter one word. 

She just let go. 

No one was around when it happened. There was no applause or  congratulations. 

No one thanked her or praised her. No one noticed a thing. Like a leaf falling from a tree, she just let go. 

There was no effort. There was no struggle. 

It wasn’t good. It wasn’t bad. 

It was what it was, and it is just that. 

In the space of letting go, she let it all be. 

A small smile came over her face. A light breeze blew through her. And the sun and the moon shone forevermore. 

Here’s to giving ourselves the gift of letting go… 

There’s only one guru ~ you.

TŁUMACZENIE Ewy Sanko i Małgosi Myoju

Leave a comment

Your email address will not be published.